wtorek, 4 grudnia 2012

two "Jestem na nim piękny, jakkolwiek głupio to brzmi"


W pokoju było jasno, światło rozproszyło się po wszystkich kątach. Słońce nie świeciło. Uniosłem się na łokciach. Przeanalizowałem wydarzenia z wczorajszego dnia i spojrzałem na Darcy. Miała delikatnie przymknięte powieki, a jej długie, ciemne włosy ułożone były na białej pościeli.
-Harry, o Harry. – wyszeptała przez sen i odwróciła się na drugi bok. Zaraz, zaraz. Ona wypowiedziała moje imię przez sen. Uśmiechnąłem się delikatnie pokazując zęby. Naciągnąłem kołdrę na jej plecy i bezszelestnie opuściłem łóżko. Ona i ja. W jednym łóżku, znowu się przyjaźnimy. Ktoś naprowadził nas na wspólną drogę. Udałem się do kuchni, aby przygotować jakieś śniadanie, dziewczyna z pewnością była głodna. Wczoraj nawet o tym nie pomyślałem. Wyciągnąłem warzywa i zacząłem je kroić i szatkować dużym, ostrym nożem.
-Cholera! – krzyknąłem czując jak nóż delikatnie skaleczył mój palec. Poczułem czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Tę dłoń.
-Niezdara. – wypowiedziała przez śmiech. Wytknąłem jej język jednocześnie zwracając się w jej stronę.
-Masz może apteczkę? – zapytała rozglądając się po pomieszczeniu. Podałem jej czerwone pudełko. Ona powoli przemyła mi ranę wodą utlenioną i nakleiła plaster. Wszystko było by dobre gdyby nie było na nim małych misiów.
-Czy naprawdę uważasz mnie za takie dziecko? – zapytałem wskazując palcem na opatrunek. Zaśmiała się głośno i założyła włosy za ucho.
-On idealnie odzwierciedla twoją osobowość. Hazza, przecież ty jeszcze jesteś przedszkolakiem.
-Ja? Ja? – wykrzyczałem i rzuciłem się na nią jednocześnie ją gilgocząc
-Już, proszę, już. – puściłem jej delikatne ciało.
-Idę się przebrać. – rzuciła i wyszła. Powróciłem do poprzedniej czynności i przygotowywałem posiłek. Parujące talerze postawiłem na stole.
-Wyśmienicie pachnie. – Darcy usiadła na krześle.
-A nazywałaś mnie dzieckiem.
-To nie zmienia faktu że nim jesteś, ale dobrze gotujesz. – smakowała mojego dania. Nie odpowiedziałem jej, ale również podjąłem się konsumowaniu.
**
-Będę już szła. – wypaliła dziewczyna
-Już? – złożyłem usta w podkówkę.
-Tak już. – dziewczyna pogłaskała mnie po głowie i ruszyła w kierunku wyjścia. Stałem przez chwilę, ale w końcu ruszyłem za nią.
-Odwiozę cię. – złapałem małe połyskujące kluczyki z szafki i przystąpiłem do zakładania butów. Na dworzu powiewało chłodem. Delikatny wietrzyk poruszał liśćmi i rozwiewał nasze włosy. Zapiąłem po kolei guziki płaszcza i zszedłem po schodach.
**
-Dokąd mam jechać? – zapytałem dziewczyny, która gładziła tapicerkę auta.
-Breath Road (wymyślone przez autora). – Skinąłem głową. Uruchomiłem radio, po całym pojeździe rozszedł się zachrypnięty głos Lany del Rey.
-Uwielbiam tą piosenkę. – Darcy zgłosiła piosenkę. Już po chwili śpiewaliśmy na cały głos „Summertime Sadness”
**
-To tutaj. – dziewczyna wskazała nie duży, biały, elegancki dom. Zatrzymałem auto na podjeździe.
-Może wejdziesz? – zapytała wystawiając nogi poza samochód. Wyszedłem razem za nią. Prowadziła mnie wąską dróżką obłożoną kamieniami. Otworzyła duże drzwi i  znaleźliśmy się wewnątrz budynku. Środek był przytulnie urządzony. Jasne panele na podłodze, ciepły kolor ścian i nowoczesne meble. Zza ściany wyskoczyła mała dziewczynka. Na oko miała 10 lat.
-Mamo! Co w naszym domu robi Harry Styles? – krzyknęła i rzuciła się na mnie oplatając mnie swoimi wątłymi rączkami w pasie.
-Fanka? – zapytałem przyjaciółki stojącej obok. Skinęła głową i posłała mi przepraszający uśmiech.
-Alice, nie można tak! – w pomieszczeniu pojawiła się kobieta w średnim wieku.
-A to pewnie jest ten Harry? Witaj chłopcze. – podała mi dłoń. Uścisnąłem ją delikatnie.
-Wybacz mi ale moja córka was uwielbia. Rozgość się. – wyprowadziła dziewczynkę.
-Przepraszam. – Darcy uśmiechała się. Zaprowadziła mnie do pokoju po drodze widziałem jeszcze drzwi z naszym plakatem, z pewnością tamten pokój należał do Alice. Wszedłem do pomieszczenia. Dookoła porozwieszane były obrazy, wszędzie były jasne, stonowane barwy.
-Nadal malujesz? – zapytałem dotykając opuszkiem palca ramy.
-Dzięki malowaniu znajduję się w zupełnie innym świecie.
-Jak ja dzięki muzyce. – odpowiedziałem odwracając się w jej kierunku.
-Więc rozumiesz, ja z tego nie potrafię zrezygnować, to jest to co naprawdę lubię robić. – Jej obrazy naprawdę robiły na mnie oszołamiające wrażenie. Miała idealną kreskę, cienie, ona wyrażała całe swoje uczucie w obrazach.
-To ja? – zapytałem patrząc na obraz na którym był chłopak, identyczny do mnie.
-Tak. – podeszła do mnie
-Jestem na nim piękny, jakkolwiek głupio to brzmi. – uśmiechnęła się.
-Mam jeszcze trochę prac na strychu, ale to przy innej okazji ci je pokaże. – oparła dłonie o parapet
-Nie szkoda ci było pracy, na mnie? – zapytałem zdziwiony tym, że namalowała mnie.
-Daj spokój, to mój ulubiony obraz. – posłała mi delikatne spojrzenie. Przeanalizowałem centymetr po centymetrze i stwierdziłem, że narysowała mnie idealnie. Każda kreska, każdy cień wszystko było prawidłowe. Darcy miała talent, zawsze kiedy rysowała nie można było z nią nawiązać żadnego kontaktu. Między nią a płótnem panowała harmonia. Jakby pomiędzy mną a mikrofonem. Pod tym względem się rozumieliśmy. Każde z nas miało swoją pasję, coś co kochało robić. Ja robiłem to na większą skalę niż dla samego siebie i najbliższych. Wiele razy proponowałem jej, aby wystawiła swoje prace na jakąś aukcję, żeby pokazała ludziom swój warsztat, ale ona uparcie twierdziła, że nikomu się to nie spodoba. Taką ją pamiętam. Upartą i stawiającą na swoim. Nie potrafiła ulegać. W sumie to dobra cecha. Natomiast ja często się jej podporządkowywałem. Ona wywierała na mnie takie uczucia, że nie potrafiłem. Kiedy widziałem tą jej zawziętą minę to jakaś część mnie w środku szeptała żebym jej zaufał. Ufałem jej, bezgranicznie, nadal jej ufam. Zrobiłbym dla niej wszystko. Delikatnie zagryzła wargę i naciągnęła rękawy bluzy na dłonie.
-Może ja już pójdę? – zapytałem widząc jak bardzo jest zakłopotana.
-Nie musisz. – ruszyła w kierunku łóżka.
**
Delikatnie zamknęła oczy. Nie dziwię się jej. Po naszej długiej rozmowie każdemu chciało by się spać. Odgarnąłem kosmyki opadające na jej twarz i otuliłem ją ciepłym kocem. Wyszedłem z jej domu. Pogoda odrobinę się poprawiła. Słońce próbowało przebić się poprzez  grubą warstwę chmur. Muszę wrócić już do mieszkania chłopaków. Wiedzą w sumie tyle, że jestem u siebie. Zmieniłem kierunek twierdząc że nie mam po co iść do mojego apartamentu. Jeszcze raz zakodowałem sobie w głowie miejsce w którym mieszka Darcy i ukryłem brodę w szaliku. Tak jak jest jest dobrze. Nie potrzebuję już niczego więcej. Mam ją, mam przyjaciół, rodzinę. Wszystko wróciło do normy. Otworzyłem duże, ciemne drzwi i znalazłem się w ciepłym pomieszczeniu. Słychać było krzyki Nialla i Louisa, którzy najprawdopodobniej kłócili się o jakieś błahostki. Zawiesiłem płaszcz na wieszaku i ruszyłem w głąb pomieszczenia.
-Cześć chłopaki! – usiadłem na wysepce kuchennej.
-Hazza, gdzieś ty się podziewał? – zapytał Liam schodzący ze schodów. Wyjaśniłem i wszystko po kolei, nie dając sobie przerywać ani razu. Sądząc po ich minach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz